piątek, 11 maja 2012

Aadee Shaktee, Namo, Namo, 
Sarab shaktee, Namo, Namo, 
Prithum Bhaagavatee, Namo, Namo, 
Kundalinee, Maataa Shaktee, Namo, Namo



tłum:
Kłaniam się pierwotnej mocy.
Kłaniam się wszechogarniającej mocy i energii. 
Kłaniam się temu, co stworzone przez boga.
Kłaniam się stwórczej mocy Kundalini, mocy Dakini.

czwartek, 10 maja 2012

oddałam się.


chcę być z ziemią teraz, z mchem i na mchu.

jestem ziemią teraz. jestem mchem.
jestem jednym.

wczoraj rozpoczęty na warsztacie proces wy-puszczania czarnej kuli emocji skłębionych w podbrzuszu
dziś zwyciężył mocą Kręgu i tańca

odkryłam swoje ciało na nowo
odkryłam nowy taniec
nową Siebie w tańcu
odkryłam w sobie pantomimę
odkryłam zatracenie i rozpłynięcie w łagodności

wcześniej, gdy przyszedł do mnie Aligator, taniec był wariacki, rzucanie ciała, rzucanie siebie, czułam wtedy szamańskie zatracenie. chwilami dochodziła do głosu moja łagodność.
teraz otworzyłam serce. a dokładniej - nie zamknęłam go w bólach ostatnich, bo i zamknąć nie umiem.
wystawiając się na słodkie czucie mocy uderzenia w prawdziwość odsłoniętą.
wtedy przyszedł do mnie Łabędź.
z tym otwartym sercem, otwartą sobą, otwartą seksualnością.
już nie wyrzucaniem a oddaniem jestem.
jestem.

również tą łagodnością, wrażliwością i niewinnością.
i głównie tym dziś tańczyłam.
nagle okazało się, że potrafię zamknąć oczy i stworzyć pantomimą obraz. 
nagle okazało się, że potrafię zatracić się w delikatności ruchu.
a nie tylko - jak dawniej - w szaleńczej pasji szamańskich wręcz wizji i ruchu.
to prawda, muzyka jest jedynym odkrytym dla siebie narzędziem, które daje mi na dziś możliwość totalnego zatracenia.

przeszłam też mocarny proces,
niby banalna medytacja wzajemności,
patrzenie człowiekowi w oczy.
ciekawa rzecz miała miejsce, stopniowanie partnerów w tej sytuacji mi się przydarzyła...
pierwsza kobieta, której zaglądałam w oczy, była totalną radością, jednak dużo czystszą niż moja, w zderzeniu z nią chwilami uciekałam zamykając oczy..
następna była równoważna - spokój radości z oczywistością bolączek ogólnożyciowych,
później podeszłam do kobiety, która mnie zachwyciła i przyciągnęła. 
spojrzałam w jej oczy i zobaczyłam ten kosmiczny ból, lęk, cierpienie, tak łatwo umiałam się w tym odnaleźć... ale też - otwartość na przyjmowanie Wszystkiego. 
a ja? po prostu otworzyłam swoje serce i podarowałam jej całą siebie. 
wtedy też zobaczyłam, że ona pod spodem ma tylko spokój, uśmiechnięty spokój, tak oczywisty przecież...
poczułam, że jesteśmy w domu, u siebie. że tak bardzo mi to znane.
płynnie mogłam się w tym poruszać. 
przymknęłam oczy zaledwie na sekundę, odnalazłam siebie samą i mogłam powrócić uśmiechem spokojnym.
to z nią miałam się podzielić słowem spostrzeżenia, odczytania.
a ja chciałam tylko płakać ze wzruszenia i się przytulić.
moc darowania obecnością.
usłyszałam o prze-pełni-eniu wodą i światłem
i swojej mocy dzielenia się radością.

zachwyciłam się Nią, taką piękną, mocną, szamańską. w otchłani jej oczu i jej tańcu. do cna prawdziwym tańcu.
spotkamy się jeszcze.
już to wiem. ona też.

niewiarygodne jest dla mnie, jaką moc ma Krąg i jaką moc ma dla mnie Muzyka.
nawet ten Krąg stworzony na potrzeby krótkiej chwili. zawsze się dziwię.
dziś była piękna energia, bardzo kobieca, żeńska, wrażliwa i otwarta. radosna i delikatna. 
czuć było maj. 
tylko męskość bolała mnie trochę swoim lękiem, unikaniem kontaktu, odwracaniem wzroku. 
ale część męskości udało się otworzyć, tak pięknie...

a ja...?
a ja najpierw skupiłam się na sobie, poczułam, że muszę wyrzucić, wytańczyć, wykrzyczeć te emocje ostatnie i tak też zrobiłam...
stworzyłam sobie bezpieczną przestrzeń, żeby nie przelać nikomu siebie, 
zrzuciłam ciężar szaleńczym zapomnieniem silnego tańca zatraceńczego.
udało się.
zrobiłam to.
czułam ostatnią emocję odpływającą, odrywającą się od podbrzusza czerń, rozmywającą się w przestrzeni, niczym pyłek...

wtedy pojawiła się Nowa Muzyka, wtedy okazało się, że jestem Drzewem.
na mocnych korzeniach, wzrastało, szumiało, próbowało się łamać, raz, przy wichurze, korzeń się podłamał, lecz odrodził się, wystrzelił ku górze, radośnie, spokojem, łagodnością, otwartością. byłam. byłam Drzewem. może Brzozą?
wątły lecz silny pień, korzeń, zwiewność listków, gałęzi, siła ich delikatności...
odrodziłam się.

i przyszła Nowa Muzyka, gdy znów ożyłam.
ożyłam, lecz musiałam jeszcze zbudować się na nowo.
zamknęłam oczy, wyciągnęłam dłonie i budowałam. budowałam tak długo, aż była znów moc darowania siebie w miłości światu.
dotknęłam tego, tak czysto i mocno. 
pełnią.
aż mogłam ramionami rozdawać utuloną miłość.

na koniec Shiva i Shakti tańcowały moim ciałem łagodnie, łono prowadziło mnie przestrzenią,
energia zamknęła mi oczy i powiała intuicją, lekkością, powolnym rytmem, bioder, pośladków, łona, brzucha.
czasem stopy czy dłonie też wędrowały,
jednak tylko po to by wzmocnić energię wijącą się u podstaw.
otaczając dłońmi łono, wspierając nadgarstkami biodra sunęłam płynnością dźwięku...
oddałam się. 
sobie.

znów chciałam płakać.
jest Moc i jest potężna. 
nie do zmieszczenia w Jednej istocie.

rozsadzam się łzami szczęśliwości mocy.
mocy wytańczonej w ceremonii.




*

' to tędy ty idź'  - rzekło moje serce... 
znów.

roz-PUSTA

' Jeśli puścisz trochę, będziesz miał trochę spokoju. Jeśli puścisz dużo, będziesz miał dużo spokoju. Jeśli puścisz całkowicie, będziesz miał całkowity spokój. '

puśCIć, wy-puścić, od-puścić, roz-puścić...SIĘ.
PUŚĆMY SIĘ.
już czas.

 “If you let go a little, you will have a little peace. 
If you let go a lot, you will have a lot of peace. 
If you let go completely, you will have complete peace.” 

Ajahn Chan XX century Buddhist Monk

środa, 9 maja 2012

(moja) poliamoria czyli definiuję (się) dla prostoty komunikacji


gdy mówi się głośno o poliamorii
jęk wysnuwa z gardeł
lęk patrzy z oczu

budzi się zwierz
kończy zaufanie
zaczyna dystans

porozumienie staje się nierealne
wspólna przestrzeń zakłócona

tezy, teorie, domysły, dogmaty, wzorce, narracje, stereotypy, ..., ...

BLOKADA

a przecież
to tylko Miłość


***

Poliamoria.
Temat jest okrutnie obszerny, ciężko też go zdefiniować, choćby ze względu na różnice w międzyludzkim odczuwaniu i definiowaniu znaczeń.
Poliamoria czyli wielomiłość. Słowo to ma bardzo szerokie zastosowanie, często używa się go nawet do nazwania relacji, które niewiele z nią mają wspólnego - np. promiskuityzmu.
W czym więc tkwi sedno? Ano w tym, że wykraczając poza heteronormę tworzy się jednocześnie kilka relacji opartych na miłości, za wiedzą i zgodą wszystkich tworzących te relacje.

Czym jest heteronormatywność? Koncepcja ta zawiera w sobie oczekiwania, wymagania, ograniczenia funkcjonujące w kulturze. Odrzuca więc z założenia wszystko, co niezgodne jest z wizją 'mężczyzna + kobieta = związek'. Chodzi tu zarówno o ilość, płeć, jak i normy, wg których relacja ma istnieć.

Warto też wspomnieć, że poliamoria nie jest stylem życia, systemem filozoficznym, poglądem. Jest preferencją relacyjną. Możesz ją w sobie odkryć lub nie.
W 'środowisku poliamorycznym' (w cudzysłowie, bo brzmi to dość absurdalnie - mam na myśli środowisko ludzi, którzy głośno mówią i działają na rzecz nieheteronormatywności) mówi się jasno: "mono jest ok, i poli jest ok". Bo przecież chodzi o prawo do miłości. Do miłości takiej, jaką w sobie odnajdujesz. Ale też o świadomy (!) wybór.

Wielu ludzi tłumaczy zdradę (rozumianą jako seks z osobą spoza związku) poliamorią - a to przecież brak wiedzy czy zgody osób tworzących związek.
Wielu ludzi tłumaczy seryjną monogamię poliamorią - ale to wciąż oparty o monogamię schemat.
Co więcej - na dobrą sprawę większość znanych mi związków otwartych również z poliamorią ma niewiele wspólnego. Owszem, są to związki oparte na miłości, tworzą je więcej niż dwie osoby, odbywa się to za wiedzą i zgodą współtworzących. Różnica tkwi w heteronormie, która moim zdaniem niewiele z poliamorią ma wspólnego.

Na czym może polegać heteronorma związków otwartych? Przykładów może być wiele. Ale w moim subiektywnym odczuciu najważniejszy będzie tutaj sposób tworzenia, rozpoczynania relacji. Związek otwarty wywodzi się z relacji dwojga ludzi, którzy zgodnie z zamysłem "dołączają" do swojego związku kolejne postaci. Mamy więc oś, te dwie "główne" osoby, dookoła których krążą te pozostałe, tworzy się swego rodzaju 'łańcuszek zależności'. Lecz to wciąż jest heteronorma. Poliamoria zakłada przecież równość - nie istnieje ktoś ponad, ktoś wyżej, ale także samostanowienie - nie istnieje ktoś bardziej decyzyjny (mamy te same prawa, współdecydujemy). Stąd taki nacisk na konsensualność. Konsensus jest jedyną znaną mi metodą decydowania opartą o potrzeby wszystkich zainteresowanych i dążącą do ich jednoczesnego zaspokojenia.

Kluczowe dla relacji poliamorycznych będą również takie cechy jak szczerość, kompersja, zaufanie. Zaufanie i szczerość, jak w każdym związku, powinny być pierwszoplanowe - inaczej relacje rozsypią się szybciej, niż się zaczęły. Kompersja jest dla wielu z nas trudnym do osiągnięcia stanem, choć dla innych jest czymś naturalnym. Kompersja czyli współradość (przeciwieństwo zazdrości). To prawda, ludzie tworzący związki poliamoryczne również są zazdrośni. Ale zwykle też zdają sobie sprawę, gdzie jest źródło tej emocji. Jeśli przyjrzeć się uważnie, zazdrość właściwie nie istnieje, kryją się pod nią tabuny innych zjawisk, emocji, uczuć... np. brak pewności czy lęk przed odrzuceniem. A gdy uświadomimy sobie ten mechanizm, już połowa sukcesu za nami.

Zaznaczę też, że dla poliamorystów jednym z bardziej istotnych elementów jest etyka. Brzmi absurdalnie? Nie do końca. Szczerze mówiąc, to wśród niemonogamistów spotykam więcej "wiernych" osób, więcej ludzi, którzy naprawdę wiedzą czego chcą i trzymają się ustalonych zasad. Przy założeniu szczerości ciężko złamać zasady. Wybierając jawnie drogę, do której większość ludzi dąży gdzieś ukradkiem i po cichu, mamy większe szanse na spełnienie własnych potrzeb, pragnień, siebie - a zatem bliżsi jesteśmy samospełnienia oraz szczęścia. Po co więc mielibyśmy łamać ustalone przez nas samych zasady, łamać nasze własne normy...??

Family.




Step by Step, breath by breath
a little deeper, a little closer 


inside me, inside you,
inside God inside it all 

wtorek, 8 maja 2012




Kali Durge, namoh namah,
jay mata kali, Jay mata Durge.

wspomnieniem...

VII 2007

 

Ja z niemowlęciem śpiącym na ramieniu;
w tipi - pewien niezwykły dla mnie symbol piękna, istoty,  źródła - pośród lasów i pól.
Dźwięk kropel deszczu muskających Dom.

Obok On - oaza spokoju,
i Ty, który w kontakcie z nim stajesz się dobrem jedynie,
pozostawiając cały swój chaos poza tipi.
Ty, który masz respekt.

Spłynęło na mnie piękno i spokój w całej swej prostocie.

niedziela, 6 maja 2012



“ Dance, when you’re broken open. 
Dance, if you’ve torn the bandage off. 
Dance in the middle of the fighting. 
Dance in your blood. 
Dance when you’re perfectly free. ”

[ Rumi ]