gdy mówi się głośno o poliamorii
jęk wysnuwa z gardeł
lęk patrzy z oczu
budzi się zwierz
kończy zaufanie
zaczyna dystans
porozumienie staje się nierealne
wspólna przestrzeń zakłócona
tezy, teorie, domysły, dogmaty, wzorce, narracje, stereotypy, ..., ...
BLOKADA
a przecież
to tylko Miłość
***
Poliamoria.
Temat jest okrutnie obszerny, ciężko też go zdefiniować, choćby ze względu na różnice w międzyludzkim odczuwaniu i definiowaniu znaczeń.
Poliamoria czyli wielomiłość. Słowo to ma bardzo szerokie zastosowanie, często używa się go nawet do nazwania relacji, które niewiele z nią mają wspólnego - np. promiskuityzmu.
W czym więc tkwi sedno? Ano w tym, że wykraczając poza heteronormę tworzy się jednocześnie kilka relacji opartych na miłości, za wiedzą i zgodą wszystkich tworzących te relacje.
Czym jest heteronormatywność? Koncepcja ta zawiera w sobie oczekiwania, wymagania, ograniczenia funkcjonujące w kulturze. Odrzuca więc z założenia wszystko, co niezgodne jest z wizją 'mężczyzna + kobieta = związek'. Chodzi tu zarówno o ilość, płeć, jak i normy, wg których relacja ma istnieć.
Warto też wspomnieć, że poliamoria nie jest stylem życia, systemem filozoficznym, poglądem. Jest preferencją relacyjną. Możesz ją w sobie odkryć lub nie.
W 'środowisku poliamorycznym' (w cudzysłowie, bo brzmi to dość absurdalnie - mam na myśli środowisko ludzi, którzy głośno mówią i działają na rzecz nieheteronormatywności) mówi się jasno: "mono jest ok, i poli jest ok". Bo przecież chodzi o prawo do miłości. Do miłości takiej, jaką w sobie odnajdujesz. Ale też o świadomy (!) wybór.
Wielu ludzi tłumaczy zdradę (rozumianą jako seks z osobą spoza związku) poliamorią - a to przecież brak wiedzy czy zgody osób tworzących związek.
Wielu ludzi tłumaczy seryjną monogamię poliamorią - ale to wciąż oparty o monogamię schemat.
Co więcej - na dobrą sprawę większość znanych mi związków otwartych również z poliamorią ma niewiele wspólnego. Owszem, są to związki oparte na miłości, tworzą je więcej niż dwie osoby, odbywa się to za wiedzą i zgodą współtworzących. Różnica tkwi w heteronormie, która moim zdaniem niewiele z poliamorią ma wspólnego.
Na czym może polegać heteronorma związków otwartych? Przykładów może być wiele. Ale w moim subiektywnym odczuciu najważniejszy będzie tutaj sposób tworzenia, rozpoczynania relacji. Związek otwarty wywodzi się z relacji dwojga ludzi, którzy zgodnie z zamysłem "dołączają" do swojego związku kolejne postaci. Mamy więc oś, te dwie "główne" osoby, dookoła których krążą te pozostałe, tworzy się swego rodzaju 'łańcuszek zależności'. Lecz to wciąż jest heteronorma. Poliamoria zakłada przecież równość - nie istnieje ktoś ponad, ktoś wyżej, ale także samostanowienie - nie istnieje ktoś bardziej decyzyjny (mamy te same prawa, współdecydujemy). Stąd taki nacisk na konsensualność. Konsensus jest jedyną znaną mi metodą decydowania opartą o potrzeby wszystkich zainteresowanych i dążącą do ich jednoczesnego zaspokojenia.
Kluczowe dla relacji poliamorycznych będą również takie cechy jak szczerość, kompersja, zaufanie. Zaufanie i szczerość, jak w każdym związku, powinny być pierwszoplanowe - inaczej relacje rozsypią się szybciej, niż się zaczęły. Kompersja jest dla wielu z nas trudnym do osiągnięcia stanem, choć dla innych jest czymś naturalnym. Kompersja czyli współradość (przeciwieństwo zazdrości). To prawda, ludzie tworzący związki poliamoryczne również są zazdrośni. Ale zwykle też zdają sobie sprawę, gdzie jest źródło tej emocji. Jeśli przyjrzeć się uważnie, zazdrość właściwie nie istnieje, kryją się pod nią tabuny innych zjawisk, emocji, uczuć... np. brak pewności czy lęk przed odrzuceniem. A gdy uświadomimy sobie ten mechanizm, już połowa sukcesu za nami.
Zaznaczę też, że dla poliamorystów jednym z bardziej istotnych elementów jest etyka. Brzmi absurdalnie? Nie do końca. Szczerze mówiąc, to wśród niemonogamistów spotykam więcej "wiernych" osób, więcej ludzi, którzy naprawdę wiedzą czego chcą i trzymają się ustalonych zasad. Przy założeniu szczerości ciężko złamać zasady. Wybierając jawnie drogę, do której większość ludzi dąży gdzieś ukradkiem i po cichu, mamy większe szanse na spełnienie własnych potrzeb, pragnień, siebie - a zatem bliżsi jesteśmy samospełnienia oraz szczęścia. Po co więc mielibyśmy łamać ustalone przez nas samych zasady, łamać nasze własne normy...??
Poliamoria.
Temat jest okrutnie obszerny, ciężko też go zdefiniować, choćby ze względu na różnice w międzyludzkim odczuwaniu i definiowaniu znaczeń.
Poliamoria czyli wielomiłość. Słowo to ma bardzo szerokie zastosowanie, często używa się go nawet do nazwania relacji, które niewiele z nią mają wspólnego - np. promiskuityzmu.
W czym więc tkwi sedno? Ano w tym, że wykraczając poza heteronormę tworzy się jednocześnie kilka relacji opartych na miłości, za wiedzą i zgodą wszystkich tworzących te relacje.
Czym jest heteronormatywność? Koncepcja ta zawiera w sobie oczekiwania, wymagania, ograniczenia funkcjonujące w kulturze. Odrzuca więc z założenia wszystko, co niezgodne jest z wizją 'mężczyzna + kobieta = związek'. Chodzi tu zarówno o ilość, płeć, jak i normy, wg których relacja ma istnieć.
Warto też wspomnieć, że poliamoria nie jest stylem życia, systemem filozoficznym, poglądem. Jest preferencją relacyjną. Możesz ją w sobie odkryć lub nie.
W 'środowisku poliamorycznym' (w cudzysłowie, bo brzmi to dość absurdalnie - mam na myśli środowisko ludzi, którzy głośno mówią i działają na rzecz nieheteronormatywności) mówi się jasno: "mono jest ok, i poli jest ok". Bo przecież chodzi o prawo do miłości. Do miłości takiej, jaką w sobie odnajdujesz. Ale też o świadomy (!) wybór.
Wielu ludzi tłumaczy zdradę (rozumianą jako seks z osobą spoza związku) poliamorią - a to przecież brak wiedzy czy zgody osób tworzących związek.
Wielu ludzi tłumaczy seryjną monogamię poliamorią - ale to wciąż oparty o monogamię schemat.
Co więcej - na dobrą sprawę większość znanych mi związków otwartych również z poliamorią ma niewiele wspólnego. Owszem, są to związki oparte na miłości, tworzą je więcej niż dwie osoby, odbywa się to za wiedzą i zgodą współtworzących. Różnica tkwi w heteronormie, która moim zdaniem niewiele z poliamorią ma wspólnego.
Na czym może polegać heteronorma związków otwartych? Przykładów może być wiele. Ale w moim subiektywnym odczuciu najważniejszy będzie tutaj sposób tworzenia, rozpoczynania relacji. Związek otwarty wywodzi się z relacji dwojga ludzi, którzy zgodnie z zamysłem "dołączają" do swojego związku kolejne postaci. Mamy więc oś, te dwie "główne" osoby, dookoła których krążą te pozostałe, tworzy się swego rodzaju 'łańcuszek zależności'. Lecz to wciąż jest heteronorma. Poliamoria zakłada przecież równość - nie istnieje ktoś ponad, ktoś wyżej, ale także samostanowienie - nie istnieje ktoś bardziej decyzyjny (mamy te same prawa, współdecydujemy). Stąd taki nacisk na konsensualność. Konsensus jest jedyną znaną mi metodą decydowania opartą o potrzeby wszystkich zainteresowanych i dążącą do ich jednoczesnego zaspokojenia.
Kluczowe dla relacji poliamorycznych będą również takie cechy jak szczerość, kompersja, zaufanie. Zaufanie i szczerość, jak w każdym związku, powinny być pierwszoplanowe - inaczej relacje rozsypią się szybciej, niż się zaczęły. Kompersja jest dla wielu z nas trudnym do osiągnięcia stanem, choć dla innych jest czymś naturalnym. Kompersja czyli współradość (przeciwieństwo zazdrości). To prawda, ludzie tworzący związki poliamoryczne również są zazdrośni. Ale zwykle też zdają sobie sprawę, gdzie jest źródło tej emocji. Jeśli przyjrzeć się uważnie, zazdrość właściwie nie istnieje, kryją się pod nią tabuny innych zjawisk, emocji, uczuć... np. brak pewności czy lęk przed odrzuceniem. A gdy uświadomimy sobie ten mechanizm, już połowa sukcesu za nami.
Zaznaczę też, że dla poliamorystów jednym z bardziej istotnych elementów jest etyka. Brzmi absurdalnie? Nie do końca. Szczerze mówiąc, to wśród niemonogamistów spotykam więcej "wiernych" osób, więcej ludzi, którzy naprawdę wiedzą czego chcą i trzymają się ustalonych zasad. Przy założeniu szczerości ciężko złamać zasady. Wybierając jawnie drogę, do której większość ludzi dąży gdzieś ukradkiem i po cichu, mamy większe szanse na spełnienie własnych potrzeb, pragnień, siebie - a zatem bliżsi jesteśmy samospełnienia oraz szczęścia. Po co więc mielibyśmy łamać ustalone przez nas samych zasady, łamać nasze własne normy...??
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz